Środa i czwartek

W środę o dziewiętnastej zebraliśmy się na peronie. Nastąpiły pożegnania z rodziną, małe zakupy, zbieranie legitymacji. Do odjazdu zostało nam wiele czasu, ale się nie nudziliśmy. W środku większość z nas nieco się zaskoczyła, ponieważ kuszetki były dla nas czymś nowym. Problemem było to, że nieszczęsne walizki nie mieściły się tam, gdzie powinny, czyli pod łóżkami. Musiały zostać postawione w środku, utrudniając nam normalne poruszanie się. Chwilę przed ruszeniem się pojazdu, musieliśmy pozamieniać się miejscami, gdyż pewna osoba w razie wypadku potrzebowała jak najlepszego dojścia do toalety.

Noc nie minęła nam tak źle, jak podejrzewaliśmy. Łóżka były wygodne, tylko trochę... wąskie. Pobudka chwilę po piątej, a potem szybkie ogarnianie się, by zaraz wyjść i w Krakowie wsiąść do autokaru, który zabrał nas we właściwe miejsce. Widoki zabierały dech w piersiach, lecz nie wszędzie, bo góry prędko przykryła bardzo gęsta mgła.

Przybyliśmy na śniadanie, ale zanim poszliśmy coś przekąsić, względnie wypakowaliśmy swoje rzeczy oraz się przebraliśmy. Po uczcie nastąpił czas na zabawy integracyjne. Z początku każda osoba przedstawiała się reszcie i coś o sobie opowiedziała. Problemy z zapamiętywaniem imion tak wielu osób? Znaleźliśmy na to sposób. Trzeba było się przedstawić, uprzednio wymieniając imiona osób, które już to zrobiły. Czasem ktoś się nieco pogubił, jednak naprawdę wyszło to bardzo dobrze! Nawet naszemu opiekunowi, muszącemu wymienić nas wszystkich po zmianie miejsc.
Ostatnią i chyba najfajniejszą zabawą było Kim jestem?". Niektórym było trudno odgadnąć, co mają wypisane na czole, nawet jeśli dostawali odpowiedzi, które jasno wskazywały im to, kim są. Tylko opiekunowie z Zespołu Szkół nr 5 dostali wersje dla cwaniaków, a przynajmniej tak nam się wydawało, bo prędko sobie poradzili.

To nasi goście z Litwy


A to my!

Przewodnicząca integracji skreśliła z kartki ponad cztery zabawy

Wszyscy zgłodnieli, niestety do obiadu zostało nam sporo czasu. Część z nas zaczęła warsztaty teatralne, prowadzone w niezbyt typowy sposób. Dla osób niedoświadczonych w grze aktorskiej, a także dla tych, którzy trochę tego liznęli, zrobiono ćwiczenia przygotowujące do gry ciałem, modulacji głosu, a także pomagające zdystansować się i nie stresować podczas występu. Po ćwiczeniach zebraliśmy pomysły na scenki, omówiliśmy stereotypy, a także wyobrażaliśmy sobie, jak chcemy to przedstawić. W tym samym czasie inna grupa wyruszyła na warsztaty plastyczne. Jedni tworzyli komiksy, inni karykatury. Wspomagała ich lecąca muzyka.

W końcu obiad! Pomidorowa, schabowe... Normalnie typowe, polskie danie. Na deserek ręcznie robione wafelki z kremem. Po obiedzie chciałoby się oczywiście odpocząć, niestety nie było to za bardzo możliwe, ponieważ pierwsza grupa zamieniła się z grupą drugą i poszła na zajęcia plastyczne, gdy ta zjawiła się na warsztatach artystycznych. Nie dali odetchnąć...

Tym razem znalazło się więcej czasu na wytchnienie, przynajmniej do nadejścia pory kolacji. Jedni się wypakowywali, drudzy odsypiali stracone rano godziny. Kolacja przeszła leniwie.
Już myśleliśmy To koniec! Możemy iść spać", ale się myliliśmy, ponieważ okazało się, iż czekał na nas wieczorek Polski. Litwinom przedstawiono Szczecin, województwo zachodniopomorskie oraz Polskę. Podano nasz szczeciński przysmak i nie był to paprykarz, a paszteciki. Na koniec puszczono klasyczne, polskie piosenki z napisami do śpiewania. Ubaw był przedni.

Komentarze

Popularne posty