W piątek nie trzeba było już wstawać aż tak wcześnie. Szybko zjedliśmy śniadanie, by
zdążyć przygotować
się do wyjścia. Chwila podróży, jesteśmy. Wielka Krokiew najwyraźniej
nie zachwyciła naszych gości, a przynajmniej nie od dołu. Po wjechaniu
wyciągiem to była już inna bajka. Widok świetny, a czekał na nas jeszcze
lepszy.
|
Nie wolno było zatrzymywać się przy kolorowych stoiskach |
|
Widoki były śliczne |
|
Ale wyciąg chyba dawał więcej frajdy |
Przechadzając się po mieście, oglądaliśmy góralskie budynki i słuchaliśmy muzyki. Zajrzeliśmy na cmetarz, pełen wspaniałych nagrobków. Zrobiliśmy sobie także przerwę na zakupy w Biedronce — typowym,
polskim sklepie. Zakupienie słodyczy okazało się dobrym pomysłem,
ponieważ przydało nam się uzupełnienie sił podczas wchodzenia na
Gubałówkę. Wiele osób wlazła tam, jakby od urodzenia chodziła po górach.
Inni często robili postoje, przechodzili załamania, poddawali się,
wlekli z tyłu. Na szczęście nasi opiekunowie wspierali nas na duchu, nie
pospieszali, a nawet mówili, że nie musimy się śpieszyć. Wchodzenie po grząskim terenie, który dzięki kamieniom nie był aż tak śliski, jak spodziewano się po deszczu, okazało się opłacalne,
ponieważ widok — nie wysiłek fizyczny — zaparł nam dech w piersiach.
Ale
okazało się, że nauczyciele nie mieli racji z nieśpieszeniem się, bo
niemal spóźniliśmy się na transport do ośrodka. Jadąc, wszyscy razem
śpiewaliśmy nasze polskie piosenki, nawet ci, którzy siedzieli na
podłodze przez brak miejsc.
|
Nagrobki były nietypowe |
|
Jedni szli w zaparte |
|
Inni robili sobie przerwy |
Nogi obolałe, a tu jeszcze trzeba wejść
po schodach, by odnieść rzeczy oraz ewentualnie się odświeżyć. Niestety
kąpiel nie wchodziła w grę, bo trzeba było szybko
mykać
na obiad. Zupa ziemniaczana oraz naleśniki z serem! To już nie były
typowe, polskie dania, ale nikt na to nie narzekał. Pączki z marmoladą
na deser znikały z talerzyków, nawet jeśli ktoś już był najedzony.
Spaliliśmy
kalorie, uzupełniliśmy je, to teraz czas kontynuować warsztaty. Małe
rysunki przeniesiono na dużo większy format, rozdano role, przygotowano
niektóre scenki. Wszystko szło ładnie do przodu. Na kolacji zjedliśmy
puchate placki, ruszyliśmy do pokoi i o dziewiętnastej wszyscy przybyliśmy, by skończyć i pokolorować swoje wielkie, małe dzieła sztuki.
Komentarze
Prześlij komentarz