To koniec
W środę o dwunastej nasi przyjaciele z Litwy wsiedli w pociąg i odjechali, tak po prostu. Wyściskaliśmy wszystkich jak najmocniej, machaliśmy, biegliśmy za pociągiem, płakalismy... Później grupką zwiedzaliśmy Kraków, mając ciągle wrażenie, że reszta zaraz do nas dołączy, bo przecież było nas wszystkich dziwnie mało. Ale nie dołączyli się do zwiedzania, nie mogli, bo ich już nie było. Później do swojego miasta wróciliśmy także my. Kilka dni minęło, a ja wciąż mam wrażenie, jakoby to się nie wydarzyło. Nawet jeśli mam wszystko udokumentowane na zdjęciach, to i tak wydaje się zwykłym snem. Po prostu powrót do tego znanego mi miejsca, mojego własnego pokoju, łóżka sprawia, iż czuję się, jakbym nie naruszyła tej rutyny. Nudzi mnie...